Forum Pagale.dbv.pl Strona Główna Pagale.dbv.pl
Forum
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Co warto zobaczyć

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pagale.dbv.pl Strona Główna -> Podróż do Indii
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mio
Senior
Senior



Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 453
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 7:41, 10 Sty 2007    Temat postu: Co warto zobaczyć

Sri Lanka. Łza Indii

Poznaj Świat 15:24




(fot. Poznaj Świat) [link widoczny dla zalogowanych]

(fot. Poznaj Świat) [link widoczny dla zalogowanych]


Z okien samolotu Sri Lanka wygląda jak ogromna łza i właśnie Łzą Indii nazywali tę wyspę Hindusi, którzy od zarania dziejów próbowali podbić i zdominować jej mieszkańców. Nigdy im się to nie udało. I całe szczęście, bo dzięki temu kraj zachował swoją kulturę i tradycję, które co prawda ulegają wpływom swojego wielkiego sąsiada, ale w dalszym ciągu stanowią o odrębności Cejlończyków.

Negombo to jedyny międzynarodowy port lotniczy na wyspie. Kiedy samolot podchodzi do lądowania, z okien widać jeden wielki gaj palmowy. Ma się wrażenie, że maszyna usiądzie na tym dywanie drzew. Wszystko przebiega jednak normalnie i po chwili strażnik graniczny wstawia w paszporcie darmową wizę upoważniającą do miesięcznego pobytu w tym kraju.


Negombo to mała, przytulna mieścina rybacka, gdzie większość budynków została wybudowana w XVII wieku przez holenderskich kolonizatorów, którzy uczynili z niej swoją główną faktorię handlową na wyspie. Pozostałością po nich są między innymi kościoły, których wieże wyglądają dość niezwykle w scenerii plaż, palm i innej tropikalnej roślinności. W mieścinie na uwagę zasługują tradycyjne rybackie czółna, zwane oruvas, które cumują w licznych kanałach przecinających biegnącą wzdłuż wybrzeża główną ulicę. Bardzo wąskie i wyposażone w duży statecznik przymocowany do jednego z boków służą miejscowym rybakom do połowów, głównego zajęcia tutejszych mieszkańców. Główną zaletą Negombo jest jednak... bliskość Kolombo – stolicy kraju, która leży zaledwie dwadzieścia kilometrów na południe. Miejscowość jest doskonałym miejscem wypadowym do zwiedzenia lankijskiej metropolii i ma jeszcze jedną niewątpliwą zaletę – hotele i pensjonaty są tu dwu-, trzykrotnie tańsze niż w stolicy.

Jedna nazwa - kilka miast
Kilkusettysięczne Kolombo to największe miasto na wyspie. Składa się na nie zlepek kilku miejscowości, które w przeszłości funkcjonowały oddzielnie, a z czasem połączyły się w jeden organizm miejski. Miasto jest ogromne, zatłoczone, nieustannie panuje w nim chaotyczny ruch uliczny i trudno nazwać je urokliwym. Nieliczne zabytki są bardzo porozrzucane i niełatwo do nich dotrzeć. Najciekawsze z nich znajdują się w dzielnicy Kote, która przed laty była stolicą Cejlonu. Warto tu zobaczyć budynek parlamentu i pobliskie nowoczesne centrum kongresowe, symbolizujące współczesną historię Sri Lanki. Samo Kolombo to plątanina kolonialnej architektury i nowoczesnych budynków, z którymi kontrastują tysiące ulicznych straganów. Zakupy najlepiej robić jednak w dzielnicy Pettah, sąsiadującej z portem.

Kiedyś miejsce to zamieszkiwali rybacy i pracownicy portu, którzy wznosili tu swoje domostwa. Na powstałych ulicach z czasem zaczął się rozwijać handel. Obecnie całą dzielnicę pokrywają sklepiki, w których kupić można dosłownie wszystko. Kolorytu miejscu dodaje fakt, że mieszkają tu wyznawcy wszystkich religii obecnych na wyspie. Meczety sąsiadują ze świątyniami hinduistycznymi i buddyjskimi oraz kościołami chrześcijańskimi. To istne pomieszanie ras, języków i obyczajów, ale właśnie dzięki temu dzielnica tętni życiem na okrągło.




(fot. Poznaj Świat) [link widoczny dla zalogowanych]

Złoty Trójkąt

Najciekawsze zabytki, świadkowie liczącej przeszło dwa i pół tysiąca lat historii Cejlonu, znajdują się w tak zwanym. Złotym Trójkącie, nazwanym także Trójkątem Historycznym. Tworzą go trzy dawne stolice wyspy – Anuradhapura, Hikkaduwa i Kandy. Potęga Sri Lanki zaczęła się w Anuradhapurze. Osada, założona w IV wieku p.n.e. przez Syngalezów, rdzennych mieszkańców Cejlonu, szybko rozrosła się w potężne jak na ówczesne czasy miasto. W okresie rozkwitu żyło tu przeszło trzydzieści tysięcy mieszkańców, zaś samo miasto słynęło ze swych świątyń, łaźni, ogrodów oraz... systemu wodociągów.

Przeszło dwa tysiące lat temu zasadzono tu święte drzewo Sri Maha Bodhi, które – jak twierdzą tubylcy – jest najstarszym drzewem świata. Powtarzana od setek lat legenda głosi, że jego zaszczepkę, pochodzącą z figowca w północnoindyjskim Bodnath, pod którym Budda doznał olśnienia, przywieźli tu pierwsi wyznawcy buddyzmu. W ten sposób zaszczepiono na wyspie buddyzm. W każdym razie drzewo jest miejscem pielgrzymek osób wyznających tę religię. Żeby się dostać w jego pobliże, trzeba przejść przez specjalne policyjne bramki. Wokół drzewa można spotkać dziesiątki pielgrzymów medytujących w ciszy i skupieniu.



W kolejnych latach powstały tu liczne pałace, klasztory oraz buddyjskie świątynie i stupy, których pozostałości można podziwiać obecnie. Okres świetności miasta trwał przeszło tysiąc lat. Potężna i bogata stolica upadła jednak pod naporem Tamilów, przybyłych na Cejlon z pobliskich Indii.

Odległa o kilkadziesiąt kilometrów Polonnaruwa to druga historyczna stolica Syngalezów. Wybudowano ją z jeszcze większym rozmachem. W centralnej części miasta wznosił się siedmiopiętrowy pałac królewski, w którym znajdowało się przeszło pięćdziesiąt komnat zarezerwowanych wyłącznie dla króla i jego rodziny. Dworska świta mieszkała w domach i pomieszczeniach okalających zamek. Tuż obok zamku wznosił się też kompleks świątynny, w którym przechowywano najświętszą relikwię królestwa – ząb Buddy, który w czasach króla Anuradhapury przemyciła z Indii na wyspę syngaleska księżniczka. Warto dodać, że cały ogromny kompleks pałacowy był skanalizowany, a w środku znajdowały się takie luksusy jak łaźnie, toalety, a nawet basen. Jedną z największych atrakcji Polonnaruwy jest ogromna pionowa skała, w której wykuto trzy olbrzymie posągi Buddy – leżącego, siedzącego i stojącego. Kunszt rzemieślników, którzy je wykonali, można podziwiać do dziś, posągi są bowiem najlepiej zachowanymi pozostałościami dawnej świetności miasta. Polonnaruwa była stolicą zaledwie przez trzy wieki.

Wybudowane pośród mokradeł miasto było trudne do zdobycia, ale tym razem to nie najeźdźcy, ale natura zmusiła Syngalezów do opuszczenia swojej stolicy - w okolicy roiło się bowiem od komarów, które co rusz wywoływały epidemie malarii. Stolicę przeniesiono ponownie. Wybór padł na miejscowość Kandy. Tym razem usytuowanie wybrano idealnie - miasto położone wysoko w górach, nad brzegiem jeziora, aż do 1815 roku nie poddało się ani najeźdźcom, ani kolonizatorom i do dziś stanowi symbol syngaleskiej niepodległości. Do dziś właśnie tutaj przechowywany jest ząb Buddy. Relikwia znajduje się w bogato inkrustowanej drewnianej szkatule, która przechowywana jest w świątyni Dalada Maligawa. Przez większą część roku można ją zobaczyć jedynie przez okienko. Wyjątkiem jest sierpniowa procesja, kiedy umieszcza się ją na grzbiecie słonia prowadzącego paradę z udziałem mnichów, muzyków, połykaczy ognia i kilkudziesięciu odświętnie ubranych innych słoni. Kolejnym ciekawym miejscem, którego nie sposób przeoczyć, jest również doskonale zachowany do współczesnych czasów pałac króla Sri Wikramy, w którym na szczególną uwagę zasługuje wspaniale zdobiona drewniana sala audiencyjna.

Współcześnie Kandy to drugie co do wielkości miasto Cejlonu. Panuje w nim względnie umiarkowany klimat - miejscowość otoczona jest górami i leży na wysokości 500 metrów n.p.m., dzięki czemu podróżni łatwo znajdą tu wytchnienie od upałów panujących na wybrzeżu. Kandy, leżące niemal w samym środku wyspy, jest świetnym punktem wypadowym w okolice.

W świecie roślin i królestwie słoni

Zaledwie kilka kilometrów od miasta znajduje się Peredeniya Botanic Garden – jeden z największych i najwspanialszych ogrodów botanicznych na świecie. Składa się z kilkunastu kwartałów, gdzie prezentowane są rośliny z różnych stref klimatycznych. Jednym z najciekawszych miejsc jest kolekcja palm.

Znaleźć tu można dziesiątki gatunków tych roślin. Na szczególną uwagę zasługują palmy talipot, rosnące jedynie na Cejlonie, ale też i takie perełki jak palma wachlarzowa czy palma dwukokosowa, występująca endemicznie na Seszelach (podobno jej orzechy dotarły na Sri Lankę przyniesione morskimi prądami i falami). Nie mniej ciekawy jest pawilon z orchideami, gdzie znajduje się przeszło sto gatunków tych kwiatów. W centralnej części parku rośnie olbrzymi figowiec, którego korona obejmuje przeszło półtora tysiąca metrów kwadratowych! W ogrodzie znajduje się też aleja, w której drzewa sadzili znani ludzie. Jeśli dobrze poszukać, to można tu między innymi znaleźć drzewo zasadzone przez polskiego premiera Józefa Cyrankiewicza.


Kilkadziesiąt kilometrów dalej, w miejscowości Pinnawela, istnieje sierociniec dla słoni. Znajdują tu schronienie małe słoniątka, porzucone lub osierocone przez matki. Pracownicy sierocińca opiekują się maluchami i karmią je do czasu, gdy staną się dorosłe i będą mogły pracować. Na Sri Lance jest blisko trzy i pół tysiąca słoni. W większości służą one do prac polowych i leśnych, ale często też biorą udział w różnego rodzaju ceremoniach. Zwierzę to jest niekoronowanym symbolem wyspy, a tubylcy darzą je ogromną atencją. Pinnawela jest tego najlepszym przykładem.

Najciekawsza i najbardziej widokowa scena z codziennego życia słoniątek to chwile kąpieli. Codziennie po południu opiekunowie prowadzą całe stadko do pobliskiej rzeki, gdzie przez półtorej godziny maluchy pluskają się w wodzie (widok ten najlepiej podziwiać z trybun, które wybudowano tuż przy samej rzece). Równie ciekawy jest też ceremoniał karmienia, kiedy opiekunowie za pomocą ogromnych butelek, wyposażonych w nie mniejsze smoczki, karmią kilkusetkilogramowe "maluchy".

Lwia Skała

Prawie w samym centrum Sri Lanki, niedaleko jeziora Mineria, ponad linię horyzontu wybija się majestatyczna, wysoka na 180 metrów skała – Sigirija. Jej nagie ściany i surowy wygląd zawsze wzbudzały respekt mieszkańców Cejlonu. Nie sam wygląd jest jednak najciekawszy – na jej szczycie wznoszą się ruiny królewskiego pałacu, które są doniosłym pomnikiem ludzkiego strachu i nienawiści...

Wszystko poszło - jak to zwykle bywa - o władzę i pieniądze. A dokładniej mówiąc o sukcesję po królu Dhatusenie panującym nad Cejlonem w drugiej połowie V stulecia. Władca ten miał dwóch synów – Moggallana i Kassapę. Młodszy z nich – Kassapa – nie mógł liczyć na królewskie dziedzictwo. Nie dość, że następcą tronu mianowano starszego brata, to w dodatku jego matka nie była legalną małżonką królewską. Uparty młodzian nie zrezygnował jednak z pretensji do sukcesji tronu.

W 473 roku zawiązał spisek, w wyniku którego pojmano i uwięziono króla ojca. Wkrótce potem stary władca dokonał żywota. Kroniki wspominają, że został on żywcem zakopany, gdyż nie chciał zdradzić miejsca, gdzie ukrył swoje – rzekomo legendarnej wartości – skarby. Nowym królem został Kassapa. Jego szczęście nie było jednak pełne, gdyż starszy brat Moggallan zdołał ujść represjom i nagonce. Wraz z najwierniejszymi wojownikami znalazł schronienie w pobliskich Indiach, gdzie poprzysiągł bratu ojcobójcy rychłą zemstę.

Chcąc się zabezpieczyć przed realizacją obietnicy brata, Kassapa przenosi się do Sigirii, gdzie postanawia osiąść na szczycie skalistego płaskowyżu, dumnie wznoszącego się ponad horyzont. Takiej stolicy nie miał chyba nigdy i nigdzie żaden panujący! Na szczycie skały wzniesiono nie tylko królewski pałac, lecz także warowną twierdzę, dostateczne dużą, by pomieścić wystarczającą liczbę wojska oraz spichlerze na żywność, w których zgromadzono odpowiednie zapasy. Na górze wydrążono nawet potężne zbiorniki na wodę, dzięki którym obrońcy mogli przetrzymać wielomiesięczne oblężenie. Na szczyt prowadziło kilkaset stopni wykutych w stromym skalnym zboczu. Kosztem wielu ludzkich istnień wciągnięto tam nawet potężne kamienne głazy, które miały być zrzucane na ewentualnych najeźdźców. Całości dopełniały system fortyfikacji oraz fosa wypełniona wodą.

W wolnym tłumaczeniu Sigirija znaczy tyle co Lwia Skała, i faktycznie twierdza zdawała się być niezdobyta. Kassapa mógł czuć się bezpiecznie. Wiódł dostatni żywot, nie brak było tu niczego: ogrody, baseny, zabawy i hulanki. Lubując się w zbytkach, wciąż jednak wypatrywał brata. Moggallana długo zbierał siły. Liczne koalicje, które zawiązał, goszcząc w południowych Indiach, zrobiły jednak swoje. Ostatecznie, w 491 roku, na czele potężnej armii przybył na Cejlon i niemal z marszu przystąpił do oblężenia Sigirii.

Niedługo, bo zaledwie osiemnaście lat, Kassapa cieszył się królestwem – po przegranej bitwie odebrał sobie życie na polu walki. Dzisiaj z dawnej świetności pozostały tylko fundamenty pałacu oraz dość dobrze zachowane malowidła naścienne przedstawiające damy dworu. Niedaleko Sigirii znajduje się też słynna świątynia Dambula. Wykute w litej skale groty mieszczą 150 kamiennych statuetek – od małych posążków medytującego Buddy aż po piętnastometrowy monument przedstawiający go w pozycji leżącej. Kompleks świątynny usytuowany jest pod wiszącą skałą. Kiedyś znajdowała się tu jedna, naturalna grota. Legenda głosi, że w I wieku p.n.e. schronił się w niej król Valagam Bahu, wygnany ze swego pałacu przez rywala. Kiedy odzyskał tron, zamienił jaskinię na wspaniałe świątynie i ufundował pierwsze statuetki Buddy.

W królestwie przypraw i herbaty

Dzięki swemu klimatowi Cejlon od zarania dziejów był jednym z głównych miejsc uprawy różnorodnych przypraw – cynamonu, gałki muszkatołowej, goździków, pieprzu i wanilii. Jednymi z pierwszych, którzy tu przybyli, byli arabscy żeglarze. Przez setki lat zakładali oni liczne kolonie handlowe wzdłuż wybrzeża (do dziś pamiątką po tamtych czasach jest liczna mniejszość pochodzenia arabskiego). Kiedy w XVI wieku na wyspie pojawili się europejscy kolonizatorzy – początkowo Portugalczycy, a następnie Holendrzy – handel przyprawami rozwinął się jeszcze bardziej. Jednak prawdziwy rozkwit upraw przyniosła dopiero kolonializacja angielska. W XIX wieku Cejlon – jak nazwali wyspę synowie Albionu – stał się częścią Korony Brytyjskiej.

Mniej więcej właśnie wtedy zaczęto tu uprawiać herbatę. Anglicy szybko dostrzegli, że górzyste tereny we wnętrzu wyspy to wymarzone miejsca na uprawę tej rośliny. Herbaciane plantacje i małe faktorie jak grzyby po deszczu zaczęły więc pokrywać górskie zbocza w okolicy Nuwara Eliya, często nazywanego w skrócie N’Eliya (co znamienne, do teraz mówi się na to miejsce Mała Anglia). Cała okolica usiana jest dywanami herbacianych krzaczków, pośród których uwijają się tamilskie kobiety z jutowymi workami, do których ręcznie zbierają najdelikatniejsze listki z samej góry rośliny. Obok plantacji znajdują się fabryki, w których można zobaczyć cały proces wytwarzania herbat – od sortowania świeżo zerwanych liści, przez fermentowanie i suszenie, na mieleniu i paczkowaniu skończywszy. Zdecydowana większość plantacji i fabryk w dalszym ciągu pozostaje w rękach brytyjskich. Najlepiej świadczą o tym szyldy, które się widzi w okolicy: Lipton, Earl Grey.


Święta góra

Pośrodku herbacianych plantacji wznosi się też Szczyt Adama, jedno z głównych miejsc kultu i centrum pielgrzymkowe, do którego – co ciekawe – przybywają wyznawcy trzech głównych religii Sri Lanki: buddyzmu, hinduizmu i islamu. Na samym szczycie mierzącej 2243 metry góry znajduje się niewielkie wgłębienie w kształcie ludzkiej stopy. Wyznawcy tych religii wierzą, że w miejscu tym zstąpił na ziemię odpowiednio: Budda, Siwa lub pierwszy człowiek – Adam.

Góra jest stosunkowo rzadko odwiedzana przez turystów, leży bowiem w trudno dostępnym rejonie Sri Lanki. Najlepszą bazą wypadową jest miejscowość Dalhousie, gdzie znajduje się kilka małych pensjonatów. Na szczyt najlepiej się wybrać w środku nocy, około drugiej. Wspinaczka w dzień, kiedy z nieba leje się żar, potęgowany przez duże zawilgocenie powietrza, jest dużo bardziej uciążliwa, ale przede wszystkim – na szczycie warto być przed wschodem słońca. Świt to bowiem jedyna chwila, kiedy można zobaczyć cień, jaki góra rzuca na całą wyspę.

Wejście na górę jest bardzo uciążliwe. I nie chodzi bynajmniej o wysokość czy trudność szlaku, ale o fakt, że cała droga prowadzi po... schodach. Widząc niekończące się kamienne (i miejscami bardzo strome) stopnie prowadzące od podnóża na sam szczyt, trzeba mieć naprawdę wiele samozaparcia, aby nie zrezygnować z marszu. Blisko czterogodzinna wyprawa jest prawdziwą torturą, w dodatku w miarę wysokości robi się coraz zimniej. Promienie wschodzącego słońca i ukazujące się wtedy widoki rekompensują jednak w zupełności poniesiony trud.

Odpoczynek

Po intensywnym zwiedzaniu dobrze jest przed powrotem do kraju trochę odpocząć. Idealnie nadaje się do tego południowo-zachodnie wybrzeże. Pomiędzy miejscowościami Galle a Hikkaduwa znajduje się wiele pięknych piaszczystych plaż z licznymi i w miarę tanimi bungalowami. Okolica – prócz walorów wypoczynkowych – oferuje też sporo atrakcji. Samo Galle to pokolonialne miasto założone jeszcze w czasach Portugalczyków, nad którym góruje potężna twierdza obronna, otoczona murami wzniesionymi przez Holendrów. Podobno kiedyś był to najlepiej ufortyfikowany port w całej Azji Południowo-Wschodniej. Wzdłuż wybrzeża można także spotkać liczne farmy żółwi morskich, bowiem plaże południa wyspy to jedno z nielicznych miejsc na świecie, gdzie zwierzęta te składają jaja. Ruch turystyczny, który rozwinął się na Sri Lance, sprawił, że wiele naturalnych miejsc lęgowych zostało zajętych przez hotele. Władze kraju postanowiły dopomóc przyrodzie, tworząc specjalne farmy, gdzie żółwie mogą swobodnie składać jaja.

Na południe od Hikkaduwy częstym widokiem jest wybrzeże najeżone żerdziami wbitymi w wodę. To unikatowy sposób, w jaki miejscowi rybacy dokonują połowów. Na tyczkach umocowane są specjalne siedziska, na których – w trakcie przypływu – zasiadają rybacy z długimi wędziskami bądź podbierakami. Skąd się wziął taki sposób łowienia? W tym miejscy wybrzeża występują rafy koralowe powodujące powstawanie dużych fal, które utrudniają żeglugę. Połów z tyczki jest więc jedynym bezpiecznym sposobem, który mogą tutaj stosować rybacy. To jedno z najlepszych miejsc na zakończenie pobytu na Sri Lance.


Źródło: Jarosław Tondos / Poznaj Świat
TravelFocus.pl

Pomoc wciąż potrzebna
Blisko dwa lata po tragicznym tsunami, które w grudniu 2004 roku nawiedziło południowo-wschodnią Azję, wiele ofiar tego kataklizmu pozostaje nadal bez dachu nad głową. Sri Lanka jest po Indonezji drugim krajem, w którym spustoszenia spowodowane kataklizmem były największe. Zniszczeniu uległo niemal całe południowe wybrzeże tej „rajskiej wyspy”. Rząd w Kolombo robi, co może, żeby przywrócić sytuację do normalności. Za pieniądze z budżetu naprawiono drogi, linie kolejowe i infrastrukturę publiczną. Ale władze centralne nie są w stanie pomóc zwykłym ludziom w odbudowaniu ich domów. Zanim życie na rajskiej wyspie wróci do normy, bezpośrednia pomoc dla ofiar tsunami będzie jeszcze bardzo długo potrzebna. Warto więc wesprzeć finansowo te organizacje, które zapewniają bezpośrednią pomoc mieszkańcom Sri Lanki.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mio
Senior
Senior



Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 453
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 7:55, 10 Sty 2007    Temat postu:

Indie: Widowiska z kraju Bharaty

Poznaj Świat 10:08




(fot. Poznaj Świat) [link widoczny dla zalogowanych]

(fot. Poznaj Świat) [link widoczny dla zalogowanych]


Duszna, tropikalna noc. Na zaimprowizowaną scenę, przykrytą jedynie daszkiem z palmowych liści, wychodzą postacie w bajecznie kolorowych kostiumach. Ich twarze pokrywa niezwykła i skomplikowana charakteryzacja – w większości zielona, czerwona, czarna.

Zaczyna się niezwykły spektakl, w którym aktorzy nie używają słów. Tekst sztuki śpiewają dwaj narratorzy. Ludzie w kostiumach przekładają ten tekst na język ruchu – gestu, tańca, mimiki. Trwa widowisko, będące połączeniem sztuki dramatycznej z pantomimą i tańcem. Także z muzycznym koncertem.
Ktoś nieznający niewerbalnego kodu niewiele z tego zrozumie. Indie są tajemnicze. O tradycjach widowiskowych tego kraju jeszcze do niedawna świat zewnętrzny wiedział niewiele. Ludzie w kostiumach uważani byli przez przybyszów z zewnątrz za kapłanów, za świętych mistrzów sekretnych obrzędów. Kiedy słowa takie słyszy Raman Kutti Najar, jeden z najsłynniejszych aktorów tradycji teatralnej kathakali, pochodzącej z południowoindyjskiego stanu Kerala, na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Stary mistrz uważa się bowiem przede wszystkim za artystę, a teorie o kapłaństwie indyjskich aktorów traktuje z pewnym przymrużeniem oka. Dla niego tradycja kathakali oraz jego występy na scenie, to przede wszystkim realizacja artystycznego posłannictwa. Z całą pewnością nie uważa się za kapłana, choć element religijności i pobożności jest zdaniem mistrza nieodłączną częścią posłannictwa artysty tradycyjnych teatrów Indii.


Opowiadanie historii

– tak właśnie należy przetłumaczyć nazwę tego teatru. Tradycja kathakali powstała w Kerali na przełomie XVI i XVII wieku. Dla kraju o tysiącletniej historii kilkaset lat istnienia kathakali to niewiele.
Dlatego warto pamiętać, że kathakali to tylko jeden z przejawów bogatego dziedzictwa widowisk indyjskich. Dziedzictwa, którego częścią są choćby takie tradycje teatralne jak wywodzące się również z Kerali teatry Krishnattam i najstarszy teatr Indii – kudijattam. Światem teatru kathakali są południowoindyjskie wioski. To właśnie w nich, nieopodal wioskowej świątyni, powstaje improwizowana scena. Okazją do odegrania przedstawienia jest zwykle patronalne święto konkretnego sanktuarium. W jego wnętrzu trwają wówczas hinduistyczne ceremonie, a ludzie przybywają do świątyni, by uprosić przychylność bogów, by za pośrednictwem kapłana otrzymać błogosławieństwo. Kiedy świątynne ceremonie dobiegają końca, wierni wysypują się wielobarwnym tłumem przed świątynię, właśnie na ów przyświątynny plac.
Zwykle ma się już wówczas ku wieczorowi. Na placu czekają na nich artyści. Swoje przybycie oznajmiają dynamicznymi uderzeniami w bębny. Ekscytujący dźwięk rozchodzi się pośród wiejskich zabudowań ukrytych w gęstwinie tropikalnej zieleni, pośród gajów palm kokosowych oraz wysmukłych palm areka. Mieszkańcy wsi lub osady wiedzą już, że nocą będą świadkami teatralnego widowiska. Artyści wykreują przed nimi na scenie niezwykły świat hinduskich mitów, legend, eposów.

(fot. Poznaj Świat) [link widoczny dla zalogowanych]

Kod kathakali

Sztuki kathakali opowiadają mityczne historie zaczerpnięte z kart świętej historii Indii. Większość z nich przedstawia zdarzenia opisane na kartach dwóch staroindyjskich eposów – „Ramajany” i „Mahabharaty”. Są to opowieści o heroicznych królach, niegodziwych demonach, a także o interwencjach istot boskich w świat ludzkich uczuć i namiętności. Kathakali jest sztuką szalenie skodyfikowaną. Dzięki znajomości owej kodyfikacji odpowiednio przygotowani widzowie bez kłopotów rozumieją aktorski przekaz płynący ze sceny. Charakteryzacja określa na przykład typ bohatera. Pod zieloną kryją się postacie heroiczne i szlachetne; pod zielono-czerwoną bohaterowie pełni wewnętrznej sprzeczności, szlachetni, ale zniżający się i do łajdactwa; pod czerwoną – niebezpieczne demony; pod czarną – istoty prymitywne, demony leśne; wreszcie pod białą – święta małpa Hindusów, mityczny Hanuman. Jedyna charakteryzacja nawiązująca do realizmu to charakteryzacja kobieca. Tak realistyczna, że ktoś nieznający dobrze kathakali jest przekonany,że na scenie występują powabne kobiety... A przecież wszystkie role należące do bogatego katalogu scenicznych postaci tego teatru grają wyłącznie mężczyźni.

Nie tylko charakteryzacja jest częścią kodyfikacji sceny kathakali. Także gest, który daleki jest od wszelkiego realizmu, pełen zaś umowności. Jego podstawą są dwadzieścia cztery gesty podstawowe, w języku sanskryckim określane słowem mudra. Z kombinacji gestów podstawowych powstają gesty bardziej złożone, niosące konkretne znaczenia. Ciągi tych gestów, wykonywane w zgodzie z rytmem oszałamiającej muzyki, tworzą gestyczny język sceny kathakali. To dzięki niemu aktorzy przekazują bez słów treść sztuki, a widzowie poznają sens dramatu.




Sztuka teatru kathakali wymaga przygotowania, wymaga także skupienia. Przedstawienia trwają całe noce, a odbiór spektaklu nie jest wcale łatwy. Żelazny repertuar kathakali nie jest zbyt bogaty – liczy nieco ponad dwadzieścia sztuk. Widzowie oglądają zatem te same przedstawienia wielokrotnie, większość z nich doskonale zna fabuły i narracje poszczególnych sztuk. Z naszego punktu widzenia rodzi się pytanie: Co sprawia, iż indyjskie widowiska tak bardzo pociągają miejscowych widzów? W czym tkwi ich niemal magiczna moc?


Dar bogów


Teatr, zgodnie z przekonaniem Hindusów, jest darem bogów. To bogowie stworzyli widowisko teatralne. To oni także byli pierwszymi widzami przedstawień. Skoro tak, to nie powinna dziwić ogromna waga, jaką Hindusi przykładali i przykładają nadal do tradycyjnego spektaklu. Rolę teatru w Indiach znakomicie określają słowa starożytnego „Traktatu o teatrze”, legendarnej encyklopedii teatru indyjskiego, spisanej przez indyjskiego wieszcza o imieniu Bharata. Teatr postawiony tam został na równi z takimi formami ludzkiej działalności jak modlitwa i składanie ofiar, studiowanie świętych ksiąg, wreszcie wspomaganie jałmużną potrzebujących.

Teatr indyjski pierwotnie był formą kultu świątynnego. Przechował także współcześnie wiele elementów o charakterze sakralnym i religijnym. Dla pracy artystycznej aktorów tradycyjnego teatru indyjskiego ów pierwiastek religijny ma ogromne znaczenie. Raman Kutti Najar, mimo iż nie czuje się kapłanem, dobrze o tym wie. Tylko bowiem artystyczne mistrzostwo, tylko pełne oddanie artystycznemu powołaniu może podobać się bogom i tylko wtedy spektakl teatralny zasłuży na to, by traktować go na równi z praktykami religijnymi – z punktu widzenia zarówno artysty, jak i widza.
Każdy Hindus – i aktor, i widz tradycyjnego teatru – zawsze o tym pamięta.

O religijnym posłannictwie sztuk widowiskowych Indii pamiętają także i ci, którzy uprawiają inne ich formy – takie, które trudno już nazwać teatrem. To bardziej obrzędy. A ludzie, którzy podczas tych wydarzeń zakładają kostiumy z całą pewnością nie są i nie czują się aktorami. To do nich właśnie pasuje znakomicie określenie – kapłani w kostiumach.

Naczynie boga

Balan Panicker nie chce występować w teatrze, jest bowiem człowiekiem zakładającym szaty bogów. A podczas obrzędowego widowiska thejjam staje się... naczyniem boga. Tak! W jego ciało wchodzi bóstwo, by spotkać się z wiernymi, by ich pouczyć, by udzielić im błogosławieństwa. Balan Panicker nigdy nie wziąłby udziału w przedstawieniu teatralnym. On nie czuje się aktorem, on jest kapłanem, a w każdym razie pośrednikiem pomiędzy światem ludzi i światem bogów.
Widowiska tradycji obrzędowej thejjam to ponad trzysta odmiennych zdarzeń, podczas których zachodzi akt przywołania konkretnego bóstwa do świata wierzących weń ludzi. Miejscem sprawowania kultu thejjam są nieduże świątynie, przede wszystkim na ziemiach północnej Kerali. Balan Panicker ponad sto razy w ciągu roku zakłada kostium bóstwa, a potem staje się jego naczyniem. Dla niego wykonywanie tańca bogów jest życiowym powołaniem. Dla jego synów – też. Rodzina Balana sprawuje thejjam w licznych świątyniach leżących w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od jej rodzinnej wsi.

Czekanie na znak

Późne popołudnie sprzyja wędrówce. Mimo upału słońce pali już nieco łagodniej. Wąskimi ścieżkami, ocienionymi rozbuchaną, tropikalną roślinnością wędruje rodzina Panickerów. Idą na kolejną noc thejjamu. W jednej świątyni spędzają zwykle kilka nocy i dni. Tyle najczęściej trwają świątynne ceremonie, których istotą jest wykonywany przez nich taniec bogów. Świątynni pomocnicy podążają ich śladem. W drewnianych i metalowych kufrach niosą kostiumy i rekwizyty.

Charakteryzacja i przygotowanie do rozpoczęcia ceremonii zajmuje wiele godzin. Jest także czasem skupienia i medytacji potrzebnej do osiągnięcia właściwego stanu koncentracji. Tylko bowiem w stanie koncentracji ludzie w szatach bogów mogą liczyć na wcielenie się bóstwa w ich ciała. Dlatego przy niektórych tańcach bogów dla osiągnięcia odpowiedniego skupienia potrzebna jest także wcześniejsza asceza polegająca na poście oraz wstrzemięźliwości seksualnej. Bogowie przyjdą bowiem tylko wtedy, gdy ciało człowieka w kostiumie będzie oczyszczone z pyłu doczesności.



Ludzie, którzy przybyli na ceremonie thejjamu słuchają mitu, który opowiada dzieje bóstwa. Ten mit wypowiada lub wyśpiewuje człowiek, który ma się stać naczyniem boga. To swoista inwokacja, przywołanie bóstwa. Recytacja może trwać kilka minut albo kilka godzin. Czas w widowisku obrzędowym mierzony jest zupełnie inaczej aniżeli w teatrze. Bo przecież chodzi tu nie tyle o efekt artystyczny, ile o skuteczność całego przedsięwzięcia: stopień przychylności bóstwa.

Kolejna część thejjamu to czas próby. Ludzie zgromadzeni na świątynnym placu, nieopodal miejsca najświętszego w świątyni, oczekują znaku, który przekona ich, iż w ciele Balana Panickera zamieszkało jedno z licznych bóstw hinduistycznego panteonu. Próby mogą być rozmaite – od wykazania się niezwykłymi umiejętnościami w staroindyjskich sztukach walki, poprzez szaleńczy taniec z pochodniami, podczas którego płomienie muskają ciało człowieka w kostiumie, aż po rzucanie się w kilkumetrowy stos popiołu, którego temperatura osiąga kilkaset stopni. Jeżeli człowiek w szacie boga przetrwa te wszystkie próby i nie dozna w czasie ich trwania żadnego uszczerbku – wtedy dla wszystkich stanie się oczywiste, że wzywane bóstwo przybyło rzeczywiście do świata ludzi. Wówczas można mu złożyć ofiary.


I spłynie krew...

W tradycji thejjamu będą to najczęściej ofiary krwawe. Świątynny dziedziniec spłynie wówczas krwią zarzynanych kogutów, niektóre z nich zostaną rozszarpane gołymi rękoma, ich szyje zostaną odgryzione, ich krew wypita, a wnętrzności wyjedzone przez bóstwo, któremu zostały złożone w ofierze. Tradycja thejjamu należy do jednego z bardziej krwawych rytów sprawowanych współcześnie w Indiach.
Wreszcie – do postaci w szatach boga podejdą wierni. Przedstawią swe prośby, zapytają o radę, poproszą o błogosławieństwa. Z gardła postaci w kostiumie wydobędzie się wówczas przejmujący krzyk – to nie będzie głos Balana Panickera, ale głos bóstwa przemawiającego do swych czcicieli. Będą słuchali tego głosu w skupieniu, z przejęciem graniczącym z ekstazą. Potem otrzymają od postaci w szacie boga znak na czole uczyniony z pasty z drzewa sandałowego. Wtedy uzyskają pewność, że bóstwo będzie im sprzyjało.
Końcowa część ceremonii tańca bogów może trwać wiele godzin. Dla wiernych kontakt z bóstwem jest bowiem okazją, która powtórzy się dopiero za rok, a może nigdy. Dlatego żaden z nich nie chce stracić możliwości bezpośredniego kontaktu z przedstawicielem rzeczywistości niematerialnej i niewidzialnej, a przecież w przekonaniu człowieka wierzącego istniejącej tak samo realnie jak świat materii. Nadchodzi wreszcie moment, w którym ludzie towarzyszący człowiekowi w kostiumie bóstwa zdejmują z jego głowy potężną koronę. To ostatni epizod widowiska thejjam. Od tego momentu dla zgromadzonych w świątyni ludzi Balan Panicker staje się ponownie człowiekiem z sąsiedniej wioski. Do następnej ceremonii, do kolejnej nocy tańca bogów.

Między obrzędem i teatrem

Widowiska w Indiach zawierają się pomiędzy obrzędem i teatrem. Południowoindyjski stan Kerala jest ich istnym zagłębiem. Niemal każdej nocy od listopada do maja, czyli w okresie pozamonsunowym, przyświątynne place i świątynne dziedzińce w keralskich wioskach stają się ich areną. Odpowiadają na ludzką potrzebę przeżywania doznań artystycznych i estetycznych, bycia bliżej świata bogów. W zmieniającym się obecnie tak gwałtownie świecie rodzi się pytanie: jak długo jeszcze będą potrzebne?
Indie przeżywają obecnie czas wielkiej i przyspieszonej transformacji cywilizacyjnej. To pociąga za sobą przemiany kulturowe. Wielu sądzi, iż w ich wirze zabraknie miejsca dla dawnego teatru indyjskiego, dla dawnych widowisk z kręgu obrzędowego. Ale pamiętajmy – teatr indyjski powstał przed tysiącleciami.
I tysiąclecia przetrwał. Może zatem pogląd, iż na naszych oczach umiera – jest zdecydowanie przedwczesny. W swoich dziejach Hindusi nie raz już potrafili bowiem zadziwić świat niezwykłymi ścieżkami rozwoju cywilizacyjnego i kulturowego.

Tekst: Krzysztof Renik
Zdjęcia: Elżbieta Dziuk
Źródło: Poznaj Świat





Kerala

Kerala – stan w południowych Indiach na Wybrzeżu Malabarskim. Graniczy ze stanem Tamil Nandu oraz stanem Karnataka na wschodzie i północnym wschodzie, zaś na zachodzie i południu dochodzi do Oceanu Indyjskiego. Podstawą gospodarki stanu jest rolnictwo. Uprawia się tu około sześćset gatunków ryżu, ponadto duże znaczenie mają takie rośliny jak palma kokosowa, herbata, kauczuk oraz przyprawy – pieprz, wanilia i cynamon. Ważne miejsce w gospodarce stanu zajmuje także uprawa kawy.

Kerala jest jednym z najgęściej zaludnionych regionów Indii, a liczba mieszkańców przekracza 30 milionów. Ze średnią życia mieszkańców wynoszącą 73 lata i 19-procentowym udziałem analfabetów w społeczeństwie Kerala jest jednym ze stanów indyjskich o najwyższym poziomie służby zdrowia i oświaty. Ogromną zasługę w rozwoju cywilizacyjnym Kerali mają chrześcijanie wielu tradycji, którzy od III wieku po Chrystusie obecni są na jej terytorium. Na współczesny wizerunek kulturowo-cywilizacyjny Kerali wielki wpływ mieli bramini – hinduistyczni kapłani należący do najwyższej kasty w warnowo-kastowym społeczeństwie indyjskim. Religijną większość stanowią hinduiści, liczni są także muzułmanie. Językiem urzędowym Kerali jest język malajalam należący do drawidyjskiej rodziny językowej. Z punktu widzenia antropologicznego ludność Kerali jest mieszanką ludności pochodzenia drawidyjskiego i indoeuropejskiego. Stolicą Kerali jest miasto Tiruvanthapuram, największym ośrodkiem miejskim aglomeracja Ernakulam-Koczi.
(kmr)




Teatr kathakali

Aktor kathakali musi w trakcie nauki uczynić ze swego ciała sprawnie działający instrument. Nauka aktorstwa trwa kilkanaście lat i zaczyna się w dziesiątym roku życia. Składa się z szeregu skomplikowanych ćwiczeń fizycznych, przypominających niejednokrotnie trening staroindyjskiej sztuki walki kalaripajjattu. Następnie adepci uczą się gestycznego alfabetu sceny kathakali, a także skodyfikowanej ekspresji twarzy (mimiki). Tradycyjnie aktorami kathakali byli keralscy wojownicy należący do miejscowej społeczności Najarów. W minionych stuleciach tworzyli oni armie lokalnych feudałów keralskich i w czasach pokoju zajmowali się uprawianiem rzemiosła aktorskiego. Współcześnie w świecie kathakali nie obowiązują już ścisłe restrykcje kastowe, ale nawet i dzisiaj większość aktorów tej tradycji wywodzi się ze społeczności Najarów. Obecnie w Kerali istnieje pięć szkół, ośrodków zajmujących się kształceniem aktorów i muzyków kathakali. Największą szkołą tej tradycji jest Kerala Kalamandalam – uczelnia artystyczna w środkowej Kerali, niedaleko miasta Trissur.
(kmr)

Zobacz też
•www.incredibleindia.org
•www.finnair.com

[url]www.incredibleindia.org
[/url]
[url]www.finnair.com [/url]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atrami
Wyga
Wyga



Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 8:50, 10 Sty 2007    Temat postu:

Wow Mio!!!!!!!!!!! Z każdym postem zaskakujesz mnie coraz bardziej Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
naline
Wyjadacz
Wyjadacz



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 1016
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź/ Wawa

PostWysłany: Śro 10:08, 10 Sty 2007    Temat postu:

mnie również coraz bardziej i bardziej! Mio Ty sypiasz czasami Jezyk?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mio
Senior
Senior



Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 453
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:15, 16 Sty 2007    Temat postu:

Ten link zawdzięczamy Anetce, która bardzo polecała to miasto Wesoly .

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mocarna
Moderator
Moderator



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 1318
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 20:14, 04 Lut 2007    Temat postu: Miasta

Delhi: Czerwony Fort

Zbudowana z czerwonego piaskowca cytadela (Lal Qila, Czerwony Fort) jest dziełem Szacha Dżahana. Mierzy w obwodzie 2 km, a jej wysokość waha się między 18 m od strony rzeki a 33 m od strony miasta. Budowa tego ogromnego fortu, rozpoczęta w 1638 r., trwała 10 lat.

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Marzenia Szacha Dżahana o rządzeniu z nowej stolicy, Szachdżahanabadu w Delhi, nie spełniły się do końca, gdyż jego syn, Aurangzeb, pozbawił go władzy i wtrącił do więzienia w forcie w Agrze. Cytadela pochodzi z czasów apogeum mogolskiej władzy. Kiedy cesarz na grzbiecie słonia wjeżdżał na ulice Old Delhi, był to najwspanialszy pokaz mogolskiego przepychu i siły. Rządy mogołów w Delhi nie trwały jednak długo. Aurangzeb był pierwszym i ostatnim wielkim mogolskim władcą, który sprawował władzę z tego miejsca.

Dzisiaj w forcie panują typowo hinduskie obyczaje. Natychmiast po przekroczeniu bram zjawiają się samozwańczy przewodnicy, nachalnie oferując turystom swe usługi. Ale i tak dla tych, którzy zdołali się przedrzeć przez hałaśliwy uliczny tłum Old Delhi, ogrody i pawilony fortu stanowią rajską oazę spokoju.

Niegdyś tuż pod wschodnim murem fortu płynęła Jamuna, której wody wypełniały głęboką na 10 m fosę. Dziś koryto rzeki znajduje się ponad 1 km dalej na wschód, a fosa jest pusta. Bilety (10 $) kupuje się w budce naprzeciw głównej bramy. Obiekt jest nieczynny w poniedziałki.

Główna brama, Lahore Gate, nazwana tak od miasta Lahaur (w Pakistanie), w kierunku którego jest zwrócona, stanowi obiekt o symbolicznym znaczeniu dla narodu hinduskiego. W trakcie walk o niepodległość patrioci deklarowali pragnienie ujrzenia indyjskiej flagi powiewającej właśnie nad Czerwonym Fortem w Delhi. Po odzyskaniu niepodległości Nehru oraz Indira Gandhi wiele razy wygłaszali mowy do tłumów zgromadzonych na maidanie (odkryte miejsce, plac) przed fortem. Co roku 15 sierpnia (Dzień Niepodległości) premier Indii przemawia tu do tysięcy przybyłych Hindusów.


Minąwszy bramę, wchodzi się na arkadowy Chatta Chowk (Kryty Bazar), gdzie niegdyś sprzedawano najwspanialsze towary, o jakich tylko zamarzyła świta dworska (m.in. jedwabie, biżuterię, złoto). Dzisiaj sklepiki zaspokajają potrzeby turystycznej klienteli i chociaż jakość wyrobów z pewnością jest gorsza, niektóre z nich wciąż wyróżniają się królewską ceną. Arkady znane były także jako Meena Bazaar, czyli coś w rodzaju centrum handlowego dla kobiet z królewskiego dworu. W każdy czwartek bramy fortu zamykano przed mężczyznami i na teren cytadeli wpuszczano tylko panie.

Arkady prowadzą do Naubat Khana (Dom Bębna), gdzie zwykle grupa muzyków koncertowała dla władcy. Stąd obwieszczano także przyjazd księcia i członków rodziny królewskiej. Na piętrze mieści się Indian War Memorial – zakurzone muzeum upamiętniające wojnę indyjską. Znajdujący się za Naubat Khana otwarty dziedziniec otaczały niegdyś arkady. Uczyniwszy z Czerwonego Fortu główną kwaterę wojskową, armia brytyjska pozbyła się ich skutecznie. Inną pamiątką po Brytyjczykach są niezbyt piękne trzypiętrowe koszary, wybudowane w północnej części dziedzińca.

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


W Diwan-i-Am, sali audiencji publicznych, władca wysłuchiwał skarg i rozstrzygał spory swoich poddanych. Alkowa cesarska wyłożona była marmurem inkrustowanym drogimi kamieniami. Wiele z nich skradziono po powstaniu w 1857 r. Elegancka sala została odrestaurowana na polecenie Lorda Curzona, wicekróla Indii w latach 1898–1905.

W zbudowanej z białego marmuru, wspaniałej Diwan-i-Khas, sali audiencji prywatnych odbywały się prywatne spotkania cesarza. Główne miejsce w komnacie zajmował niezwykły Pawi Tron, który w 1739 r. został wywieziony przez Nadira Szacha do Iranu. Szczerozłoty tron zdobiły stojące w tyle rzeźby pawi, pomiędzy którymi pyszniła się papuga, wyrzeźbiona z jednego kawałka szmaragdu. Inkrustacja z niezliczonej liczby drogich kamieni nadawała ptakom bajecznych barw. Ten majstersztyk, wyczarowany ze szlachetnych metali, szafirów, rubinów, szmaragdów i pereł, rozebrano, a Pawi Tron znajdujący się dzisiaj w Teheranie jest tylko zlepkiem zachowanych fragmentów oryginału. Marmurowy piedestał, będący jego podstawą, pozostał na swym dawnym miejscu.

W 1760 r. Marathowie usunęli srebrny ornament z sufitu. Dziś Diwan-i-Khas jawi się zaledwie jako cień swego dawnego blasku, a na ścianach komnaty widnieje jedynie czterokrotnie wypisany złotymi literami słynny perski dwuwiersz: Jeśli raj na ziemi jest, to tutaj jest, to tutaj jest, to tutaj jest.

Łaźnie Królewskie znajdują się obok Diwan-i-Khas. Są to trzy ogromne pomieszczenia z fontanną pośrodku, zwieńczone kopułami. Jedno z nich miało służyć jako sauna. Podłogi zdobiła niegdyś florencka mozaika z pietra dura (rodzaj marmuru). Światło wpadało do łaźni przez panneau dachu, wykonane z barwnego szkła. Dzisiaj obiekt nie jest udostępniony zwiedzającym.

Na samym końcu północno-wschodniej części fortu wznosi się Shahi Burj – skromna, trzypiętrowa ośmioboczna wieża, którą Szach Dżahan przeznaczył na miejsce pracy dla siebie. Stąd płynęła woda w kierunku południowym, zaopatrując łaźnie, Diwan-i-Khas, Khas Mahal i Rang Mahal. Obecnie wieża nie jest udostępniona zwiedzającym.

Niewielki marmurowy Moti Masjiid (Perłowy Meczet), wznoszący się obok łaźni, został wybudowany w 1659 r. na polecenie Aurangzeba. Budowla miała pełnić rolę obronną. Warto zwrócić uwagę na asymetrię jej zewnętrznych i wewnętrznych ścian. Te pierwsze są równolegle do pozostałych pawilonów fortu, wewnętrzne zaś zostały lekko przesunięte, by meczet był zwrócony w kierunku Mekki.

Na południe od Diwan-i-Khas stoi Khas Mahal – prywatny pałac władcy, składający się z pokoi przeznaczonych do pracy, wypoczynku i modlitwy. Rang Mahal (Malowany Pałac), wysunięty jeszcze bardziej na południe, swą nazwę zawdzięcza barwnym wnętrzom (dziś już wyblakłym). Kiedyś była to rezydencja pierwszej żony cesarza, a także cesarska jadalnia. Środek posadzki zdobi piękny, rzeźbiony w marmurze lotos. Woda, doprowadzana kanałem z Szahi Burdżu, tutaj kończyła swój bieg. Pierwotnie pośrodku pałacu stała fontanna z kości słoniowej.

[link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych]

Dalej w kierunku południowym widać wznoszący się przy wschodniej ścianie fortu Mumtaz Mahal (Pałac Królowej), w którym mieści się małe muzeum archeologiczne. Niestety, większość turystów, zwiedzając fort w ekspresowym tempie, omija to ciekawe miejsce.

Kolejnym muzeum, które warto odwiedzić, jest Svatantrata Sangrama Sangrahalaya (Muzeum Ruchu Wyzwoleńczego), położone po lewej stronie, przed Naubat Khana, pomiędzy barakami wojskowymi. Historia ruchu niepodległościowego została przedstawiona za pomocą wycinków prasowych, listów, fotografii oraz kilku imponujących dioram. Bilety do wszystkich muzeów (po 2 INR) kupuje się w okienku obok Naubat Khana.

Pomiędzy tymi znakomitymi budowlami rozciągały się charbagh (ogrody podzielone na cztery części) z fontannami, basenami i małymi pawilonami. Dziś można tylko dostrzec ogólny plan kompozycji; zachowało się też parę budynków.

Co wieczór w trakcie interesującego pokazu odtwarzane są epizody z historii Indii, szczególnie te, które wiążą się z Czerwonym Fortem. Pokazy są w wersji angielskiej (XI–I 19.30, II–IV i IX–X 20.30, V–VIII 21.00) i hindi. O bilety (30 INR) trzeba pytać w forcie. Zaopatrzywszy się w dobry środek przeciwko komarom, naprawdę warto udać się na to przedstawienie, choć chwilami przeradza się ono w komedię.

[link widoczny dla zalogowanych]

Top 5 Reasons to Visit Red Fort

For It's A Poetry In Red
After Mughal Emperor Shahjahan shifted his capital to the royal quarters of Delhi, this colossal fort sprouted from the heart of his new city, Shahjahanabad. Construction of this stately fort began in 1639 and took 9 years and a huge sum of 10 million to create such magic in red sandstone.

Another Gateway To India
It is said that there were 7 prominent gateways that led the visitor to 7 major destinations right from the fort. Three of them are still evident - Lahore, Delhi and Kashmiri - and you can try walking on these pre-designed paths.

The Erstwhile Treasure Trove
The Diwan-i-Khas or Hall of Private Audience, made in chaste white marbles still pulsate with the bygone glory of the Mughals. The centrepiece of the magnificent hall was the splendid Peacock Throne with figures of peacocks standing behind it, their beautiful colours resulting from the intricate mesh of inlaid precious stones including the famous Kohinoor diamond.

Shop For A Few Royal Artefacts
The famous Chatta Chowk today is known for its wide array of exquisite items that it sells at a royal price. Wander around, bargain and then pick out some impressive items for your loved ones.

Light And Sound Show

Each evening a light-and-sound-show recreates the famous events of Delhi's history. Experience the awakening of medieval India right before your peeled eyes. There are shows in English and Hindi, and the tickets are available from the fort itself.

[link widoczny dla zalogowanych]
Czerwony Fort nocą

[link widoczny dla zalogowanych]



[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mio
Senior
Senior



Dołączył: 18 Wrz 2006
Posty: 453
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:39, 05 Lut 2007    Temat postu:

Piękny Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mocarna
Moderator
Moderator



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 1318
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 9:28, 05 Lut 2007    Temat postu:

a jaki wielki Wesoly szkoda, ze ten Pawi Tron wywiezli i zniszczyli - to by dopiero byl eksponat do ogladania Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
naline
Wyjadacz
Wyjadacz



Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 1016
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź/ Wawa

PostWysłany: Pon 20:39, 05 Lut 2007    Temat postu:

Cudowne, po prostu cudowne Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pagale.dbv.pl Strona Główna -> Podróż do Indii Wszystkie czasy w strefie GMT
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin